-A dziękujemy bardzo, chyba zostaniemy.-uśmiechnął się Fred.-Przygotowałaś przekąski? Jak już szaleć to szaleć.
-Czy jesteśmy znajomymi? Nie masz prawa tak się do mnie zwracać młodzieńcze! Jestem Elizabeth Mary Constantine Riddle.
-Łołoło. Dłużej się nie dało? Dziwne, że córce dałaś jedno imię.-rzekł George.
-Dość! Nie jesteśmy w koleżeńskich stosunkach!-krzyknęła zirytowana kobieta po czym wycelowała różdżkę w rudzielca.-Jeszcze jedno słowo i poczujesz na własnej skórze czym jest zaklęcie niewybaczalne.
-O cholera! Patrzcie ją! Jaka groźna.-odparł Fred, po czym upadł na ziemię i zwinął się w kulkę.
-Crucio.-szepnęła tylko Elizabeth. George natychmiast uklęknął przy bracie lecz nie wiedział co zrobić. Rudzielec miał problemy z oddychaniem i cały czas jęczał. Nikt oprócz Noele nie wiedział, jak wielki ból towarzyszy temu zaklęciu. Nie wiedzieli, że jedyną rzeczą o której myślisz to śmierć. Że chcesz po prostu ukrócić ból porównywalny do krojenia ciała czy zdzierania skóry. Pierwszy raz jest najgorszy. Umysł jest postawiony w nieznanej dotąd sytuacji. Z czasem, jeśli masz bardzo silną wolę potrafisz ograniczyć chociażby myśl o tym, że jedynym wybawieniem jest śmierć. Niestety nikt nie jest na tyle silny, by mógł długo znosić to zaklęcie. Noele udawało się zachować swój poprawnie działający umysł tylko dlatego, że była torturowana tym zaklęciem często, ale nie na tyle długo, by wyrządzić trwałe uszkodzenia, jak w przypadku rodziców Nevila.
-Czego ty właściwie chcesz?-zapytał Harry starając się zachować spokojny ton głosu. Tak naprawdę cały czas spoglądał w stronę Freda. Bał się bowiem, że zaklęcie będzie na nim stosowane zbyt długo. Targały nim bardzo różne, bardzo negatywne emocje.
-Życia mojej córki. I może jeszcze tych rudych bliźniaków.
-Ich na pewno nie dostaniesz...-wyszeptała Noele, która nadal leżała na ziemi i pomimo tego, że próbowała się podnieść, ciało odmawiało jej posłuszeństwa.
-Och, siedź cicho.-powiedziała jej matka po czym kopnęła piasek tak, że uderzył w twarz dziewczyny. Nie było to czymś, co mogło zaboleć. Miało na celu bardziej pokazanie, jakim bezużytecznym stworzeniem jest ośmiolatka. Dla Harry'ego było tego już zbyt wiele. Wyciągnął różdżkę i celując ją w kobietę krzyknął:
-Sectumsempra!-kobieta uklękła, lecz po chwili zaczęła przezwyciężać ból, aż w końcu całkowicie go zwalczyła. Skutkiem ubocznym było to, że przestała panować nad zaklęciem, którym wycelowała w Freda, więc chłopak otrząsnął się.
-O matko George. To ból nieporównywalny do czyszczenia naszego pokoju.-szepnął.
-Aż tak?-zapytał z uśmiechem, lecz zdenerwowana kobieta nie pozwoliła na kontynuowanie dialogu.
-Irytujecie mnie, strasznie!-krzyknęła po czym ugodziła Hermionę, Rona i Harry'ego sectumsemprą. Nie wiedzieć czemu, pominęła bliźniaków.
George wykorzystał sytuację i w mgnieniu oka odpłacił się tym samym zaklęciem.
-Cholera, mogłem się uczyć pilniej na OPCM. Hm... Co by tutaj. Conjunctivis!-krzyknął, po czym Elizabeth, choć na chwilę, została oślepiona. Gdy ta trzymała się za głowę, rudzielec podbiegł do Noele, po czym zaniósł ją do pozostałych pięciu osób.-Hermiona! Ocknij się!-mówił, szarpiąc koleżankę.-Jak to było z tym zaklęciem obronnym, z tarczą?!
-Pro..Protego.. To...
-Protego Totalum!-krzyknął ponownie przypominając sobie nazwę, po czym zaczął tworzyć półkole wokół siebie i towarzyszy.-Jestem mistrzem.-zaśmiał się, podczas gdy Elizabeth całkowicie odzyskała wzrok. Harry, Ron i Hermiona również dochodzili powoli do siebie.
-George, użyj zaklęcia Episkey.-szepnęła nadal słaba, lecz silniejsza niż jeszcze parę minut temu Noele.
-Hm, okej.-rzekł, po czym zaczął traktować nim każdego, nie pomijając ośmiolatki. Wszyscy poczuli się dużo lepiej, choć do pełni zdrowia było im jeszcze daleko. Co ważne, byli na tyle silni, że dali radę wstać i bez większych problemów utrzymać się na nogach.
-Wiesz, że ona zaraz przełamie naszą barierę?-zapytał Harry.
-Sugerujesz, że jestem słabym czarodziejem!?-żąchnął się rudzielec.
-Nie, ona jest za dobrym, jeżeli chodzi o czarną magię.
-Och, dziękuję.-powiedziała Elizabeth stojąc najbliżej jak mogła.-Zaraz zjawią się moi przyjaciele. Noele, jeżeli chcesz, żeby przeżyli chociaż twoi towarzysze, to zniszcz tę barierę.
-Nie rób tego, uda nam się uciec.-zaprzeczyła Hermiona.
-Dobrze wiesz, że mi się nie da uciec. Zrób to, a daruję im życie.
-Nie.-włączyła się Ginny.-Damy radę!
-Nie dacie... Ja też myślałam, że dam. Przepraszam, ale najlepszym wyjściem będzie zniszczenie bariery. A wy uciekajcie, proszę. Ja muszę zostać.-powiedziała, wyciągając różdżkę z kieszeni.
-Noele, wiesz, że to nie jest dobre wyjście.-odezwała się Hermiona.
-Niestety... Najlepsze.-odpowiedziała, po czym zniszczyła barierę.
-Conjuctivis!-krzyknął Fred, gdy zaklęcie obronne przestało działać.-W nogi!-dopowiedział. Wszyscy rzucili się do ucieczki. Harry złapał ośmiolatkę i choć ta na początku opierała się, zaczęła biec z nimi. Nie odbiegli daleko, lecz u każdego adrenalina skoczyła tak bardzo, że tempo w jakim uciekali było niesamowicie szybkie. Każdemu przez głowę zdążyło przejść jednak milion czarnych scenariuszy. Słyszeli kruki latające nad ich głowami, jak gdyby przepowiadały im niepowodzenie.
Po paru minutach nieustającego biegu stanęli, niesamowicie zmęczeni.
-Gdzie Fred i George? Byli z tyłu!-zapytała przerażona Hermiona.
-Nie, nie, nie, nie! Mówiłam, że macie uciekać! Wiedziałam, że coś takiego się wydarzy! Wiedziałam! Mówiłam! Przepraszam, że się pojawiłam, przepraszam!-zaczęła krzyczeć Noele, która ewidentnie wpadła w histerię.
-Przestań! To nie twoja wina.-powiedziała Ginny przytulając ją.
-Mogłam się nie pojawiać i gnić w moim wspaniałym domu, zamiast narażać Was na niebezpieczeństwo!-rozpaczała.
-To nieprawda.-zaprzeczyła Ginevra.
-Mogłaś.-rozległo się po lesie.
-Spadajmy stąd. Dziś jesteśmy zbyt słabi, by ich uratować.-poprosiła Hermiona.-Poprosimy Dumbledore'a o pomoc.
-Nie! Potem może być za późno.-rzekł Harry rzucając się w pogoń za głosem, który jeszcze niedawno odezwał się gdzieś w lesie.
-Ginny, idź z małą do Hogsmeade. Masz niewitkę Harry'ego.-powiedział Ron.
-Nie, ja chcę iść z Wami!-zaprotestowała ośmiolatka. Niestety ruda nie pozwoliła jej się uwolnić, założyła na nie pelerynę, po czym zaczęła kierować się w stronę miasta.
***
Rozdział bardzo późno, po bardzo długiej nieobecności, ale w końcu jest. Dzisiaj usiadłam i go w końcu napisałam. Mam nadzieję, że teraz pójdzie mi już łatwiej i niedługo zobaczycie kolejny. No i że ktoś tu jest. A ja muszę wrócić do regularnego czytania fanfików które obserwuję. Ale dajcie mi czas do 29 listopada, gdyż do tego czasu będę się uczyć na konkurs kuratoryjny z biologii.
no, jestem! :D
OdpowiedzUsuńtak jak już Ci mówiłam - krótko! ;_;
no i wiadomo, nie jest to to co było przed przerwą, ale wiem, że z czasem wbijesz się w temat :D
i już nie mogę się doczekać, tak się cieszę na myśl o Hermionie i George'u i o Fredzie i Lunie i wgl. jaaaaa :D
wracając do rozdziału miałam wrażenie, że wszystko działo się trochę za szybko. brakowało mi takich bardziej rozbudowanych opisów akcji.
tak czy siak - czekam na wiecej! :D
A więc jestem :D Rozdział faktycznie dość krótki, ale nie rzucam się, bo moje są pewnie podobnej długości :D Bardzo mi się podobał, oprócz tego jednego zdania, które kompletnie do Hermiony nie pasuje.
OdpowiedzUsuń"Spadajmy stąd. Dziś jesteśmy zbyt słabi, by ich uratować.-poprosiła Hermiona.-Poprosimy Dumbledore'a o pomoc."
Hermiona odwlekająca misję ratowniczą przyjaciół? Nie, to nie ona, choć nie jest powiedziane, że u ciebie musi być ona dokładnie taka jak w książce.
Mnóstwa weny i powodzenia na konkursie :)
Pozdrawiam
Dziękuję podwójnie. Osobiście nie podoba mi się ten rozdział, ale od czegoś trzeba zacząć. Tak, w sumie masz rację, to niepodobne do Hermiony... Nie wiem właściwie co sobie myślałam, ale mam nadzieję, żę następnym razem będzie lepiej:)
UsuńWspaniały bllog i cudowne opowiadanie. Historia naprawdę wciąga. Mam nadzieję ujrzeć kolejny rozdział niebawem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń